„Straszna choroba zniknęła jak zły sen…”

Dla pielęgniarki, która wstępuje do zakonu, żeby pomagać innym, szczególnie dramatyczna musi być niemożność wykonywania wymarzonego zawodu, sytuacja, gdy po niewielu latach służby samej jest się chorą, potrzebującą opieki i pomocy. Choroba s. Maximiliane, związanej z kościołem Świętej Rodziny w Marsylii, wywołana została przeżyciem z człowiekiem chorym psychicznie. W pobliżu Poitiers, dokąd ją na jakiś czas przeniesiono, w czasie spaceru tylko z największym trudem udało jej się uratować przed utonięciem w rzece jednego z pacjentów; sama znalazła się przy tym w niebezpieczeństwie groźnym dla życia. Przeżyła ten wypadek bardzo mocno. Nie skarżyła się, uważając za swój obowiązek służenie innym, przekonana, że jest w stanie znieść swoje cierpienie. Jednak w ciągu następnych miesięcy okazało się, iż całe to zajście utkwiło w niej bardzo głęboko i stało się przyczyną choroby. Po kilku miesiącach od tego wypadku ujawniła się najpierw żółtaczka, później choroba wątroby, a następnie zapalenie otrzewnej. Lekarze próbowali wszystkich możliwych wówczas środków i metod, ale musie w końcu zrezygnować z walki z beznadziejną sytuacją: torbiel bąblowcowa na wątrobie (workowaty, napełniony cieczą guz na wątrobie) z towarzyszącym zapaleniem otrzewnej, gruźlicze zapalenie otrzewnej, zapalenie żyły lewej nogi. Powolnego procesu zatruwania organizmu nie można było już powstrzymać, tak że jakikolwiek zabieg operacyjny był spóźniony.